Zawsze podkreślam, jak ważne jest dla mnie, by klient naprawdę WIEDZIAŁ, co kupuje. Stawiam na transparentność, bo jako kierowca, który sam korzystał z samochodów z drugiej ręki (i wciąż korzysta!), uważam, że to dla kupującego najważniejsze. ASO, w których sprawdzam pojazdy mające trafić na sprzedaż, dokumentują każde spostrzeżenie.

Poniżej możesz zobaczyć przykładowe faktury, które otrzymuję z ASO podczas sprawdzenia przed-zakupowego i które otrzymuje klient podczas oględzin lub zakupu. Jak widzisz, znajduje się na nich nie tylko zarejestrowany przebieg, ale także uwagi serwisantów związane ze stanem technicznym poszczególnych części pojazdu. Informacje są tak szczegółowe, że niekiedy obejmują nawet widoczne tylko w odpowiednim świetle mikrorysy na karoserii, powstałe w wyniku korzystania z myjni. Jako że są one nie do uniknięcia, praktycznie wszyscy sprzedawcy nawet nie informują o ich występowaniu.



Pieczołowitość to cecha ASO. Spośród nieautoryzwanych serwisów nie każdy zapewnia równie szczegółowy wypis zastrzeżeń na fakturze. Niektóre po prostu nie przyglądają się pojazdom aż tak blisko, inne robią „przysługi” pomijając pewne niedoskonałości milczeniem. Z tego względu korzystam tylko z dużych ASO, mających zwykle po kilka salonów. Wiem, że to firmy, które nie będą ryzykowały utraty reputacji, poświadczając nieprawdę.

Są jeszcze ekspertyzy DEKRA. Z doświadczenia wiem jednak, że wnoszą one niewiele. Ocena grubości powłoki lakierniczej jest wartościowa, jednak pozostałe uwagi są związane wyłącznie z kwestiami estetycznymi. W trakcie przygotowania samochodu do sprzedaży większość ze wskazanych problemów i tak zostałaby wyeliminowana (np. polerowanie pozwala pozbyć się małych zarysowań po myjni).

Uważam, że o ekspertyzę mimo wszystko warto poprosić – gdyż wiele mówi o aucie oraz sposobie, w jaki korzystał z niego poprzedni użytkownik. Na pewno nie należy jednak podejmować decyzji o zakupie wyłącznie na podstawie takiej analizy. Pamiętamy, że nie uwzględnia ona technicznego stanu pojazdu! DEKRĘ wykonuje się je często po to, by obciążyć poprzedniego użytkownika samochodu kosztami związanymi z usterkami typowo eksploatacyjnymi. Czym więcej drobnostek wychwyci rzeczoznawca, tym większą fakturę wystawi firma leasingowa. To dla takiej firmy zabezpieczenie i bat na osoby, które nie dbają o wzięte w leasing pojazdy.

Podczas selekcji samochodów do oferty liczy się dla mnie każdy szczegół. Ujawniam klientom wszelkie niedoskonałości, bo nie zależy mi na tym, żeby sprzedać pojazd za wszelką cenę. Auto zbyt wyeksploatowane po prostu z góry odrzucam. Przegląd natomiast służy w równym stopniu mojemu klientowi, jak i mnie. Chcę wiedzieć, co naprawdę sprzedaję, gdyż tylko w ten sposób mogę dane auto właściwie wycenić.

Wierzę też, że klient, który wie, co kupuje, będzie bardziej zadowolony, niż gdybym sprzedał mu rzekomo idealny pojazd, w którym wkrótce zaczęłyby ujawniać się usterki.